![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
|
![]() |
![]() |
|||||
Szanowni Państwo, chciałabym podzielić się z Państwem kilkoma refleksjami na temat członkostwa Polski w Unii Europejskiej. Jeśli chodzi o moje osobiste odczucia związane z tym faktem, to przyznaję, że jestem euroentuzjastką. Cieszę się, że jesteśmy w Unii, bo znaleźliśmy się wśród najzamożniejszych narodów świata, z którymi od dawna łączyła nas ta sama kultura, a także poszanowanie zasad demokracji, praw człowieka, wolnego rynku. Sądzę, że akcesja przyczynia się do umacniania wyżej wymienionych wartości, ich prawidłowość dodatkowo gwaranują nam zasady kontroli instytucji unijnych. Może brzmi to trochę patetycznie, ale dla mnie, i dla każdego innego Polaka, ma to swój praktyczny wymiar. Nikt nie chce, żeby go zamykano za poglądy albo żeby mięso było na kartki. Póki jesteśmy w Unii - to odpukać - nic takiego nam nie grozi. Wejście do Unii oznacza dla nas większe możliwości i lepsze perspektywy. Dzięki otwarciu rynków pracy krajów unijnych (na razie kilku, ale za parę lat może wszystkich) mamy już teraz większe szanse na znalezienie pracy, podczas gdy u nas wciąż jej brakuje. Zagraniczni pracodawcy nie tylko na nas czekają, ale także zapewniają dużo lepsze warunki zatrudnienia niż te, które mamy w Polsce. Wielu moich przyjaciół rozpoczęło pracę za granicą, są zadowoleni, duże korporacje nie tylko proponują im korzystne zarobki, lecz także np. płacą za studia dokształcające. Wprawdzie osobiście nie planuję wyjazdu z kraju, ale uważam, że lepiej mieć taką możliwość niż nie mieć jej wcale, bo nie wiadomo jak się nam życie ułoży za 5 czy 10 lat. Mam jednak nadzieję, że za jakiś czas wielu naszych rodaków nie będzie musiało wyjeżdżać, gdyż poziom życia w Polsce zbliży się do tego, który mają stare państwa UE. Tak stało się w Hiszpanii i Portugalii, które znalazły się w Unii ponad 20 lat temu, więc dlaczego u nas miałoby być inaczej? Jestem pewna, że w przyszłości będziemy lepiej zarabiać, że będzie łatwiej o pracę, że nasze otoczenie zmieni się na lepsze - powstaną nowe drogi, autostrady, ścieżki rowerowe (także ze środków UE), a dzięki stosowaniu unijnych norm ochrony środowiska znikną dymiące kominy, w rzekach i jeziorach będzie czysta woda itd. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to kwestia najbliższych lat, ale w końcu to nastąpi.Chodzi zresztą nie tylko o sprawy materialne. Idea istnienia Unii jako związku wolnych i równych narodów bardzo mi się podoba. Po prostu uważam, ze ludzi więcej łączy niż dzieli, nawet jeżeli mówią różnymi językami. To dzięki istnieniu Unii możemy nareszcie wszyscy razem żyć w miarę normalnie bezpiecznie, spokojnie i dostatnio zamiast przewidywać kolejne zagrożenia wojenne. Niepokoją mnie odradzające się ruchy nacjonalistyczne, zupełnie nie rozumiem tych ludzi. Niespecjalnie rozumiem też polityków, którzy uważają, że najlepiej zamknąć się w swoim zaścianku i wszędzie szukać nieprzyjaciół. A fakt, iż od 1945 roku nie było wojny w Europie (nie licząc dawnej Jugosławii), to według mnie największy plus istnienia Unii. Moje odczucia związane z obecnością Polski we Wspólnocie wiążą się głównie z większym poczuciem bezpieczeństwa i nadziejami na przyszłość. Wiosną 2004 roku sądziłam, że wejście Polski do Unii nie wpłynie bezpośrednio na moje życie, a już jesienią dowiedziałam się, że dzięki akcesji firma, w której pracowałam, przezwyciężyła poważny kryzys. Zagraniczne kontrakty, jakie zawarliśmy w 2004 roku, uratowały kilkunastu ludzi, w tym także mnie, przed utratą posady. Zmiany związane z wejściem Polski do wspólnoty odczuwam także wtedy, gdy wyjeżdżam za granicę. Do krajów Unii nie muszę zabierać ze sobą paszportu, co jest oczywiście dość wygodne, poza tym nie muszę martwić się, że go zgubię albo ktoś mi go ukradnie. Na przejściach granicznych nie stoję już w ogonkach dla ludzi spoza krajów UE, tylko szybko przechodzę kontrolę. Nie jestem narażona na to, że celnik będzie mi grzebał w walizkach w poszukiwaniu nieoclonych towarów. Będąc w zeszłym roku w Londynie uniknęłam przesłuchań urzędników imigracyjnych, które bywają dość upokarzające. Poza tym mogłam polecieć do Londynu kilka razy taniej niż kiedyś dzięki liniom, które przed 2004 rokiem nie mogły w Polsce działać. A teraz, kiedy planuję wakacje, wiem, że lecąc do innego kraju nie wydam majątku na bilety. Nawiasem mówiąc, podczas zeszłorocznej podróży na Litwę i Łotwę (ale to już nie samolotem) zdałam sobie sprawę, jak ważne jest dla krajów naszego regionu nie tylko członkostwo w Unii, lecz także umiejętne wykorzystanie tego faktu. Mianowicie Litwa i Łotwa mogły zapewne w takim samym stopniu pozyskiwać środki unijne, ale gołym okiem było widać, że Łotysze o wiele bardziej z nich korzystali. Łotwa stała się jednym wielkim placem budowy. Przemieszczanie po tym kraju okazało się dość kłopotliwe, bo większość dróg była w remoncie, przerabiano mosty i wiadukty, dostosowywano je do europejskich standardów. Stolica Łotwy, Ryga, szczyciła się odnowioną za unijne pieniądze zabytkową starówką. Natomiast litewskie działania były dużo mniej widoczne, gdzieniegdzie remontowano drogi, jednak w samym Wilnie nie brakowało dziurawych ulic, niestety trochę podobnie jak w Warszawie. Na szczęście i u nas coś się zmienia. Codziennie jeżdżę Alejami Jerozolimskimi, gdzie trwa teraz budowa wiaduktu za pieniądze z unijnych dotacji, więc już wkrótce nie będę musiała stać w odwiecznych w tej części miasta korkach i szybciej dojadę do domu czy do pracy. Widziałam też, że na Rondzie Starzyńskiego trwa budowa wiaduktów ze środków unijnych, więc podróż w tamtej części miasta także będzie łatwiejsza. A co my możemy dać zjednoczonej Europie, podczas gdy ona pomaga nam budować drogi i mosty? Myślę, że naszym największym atutem są wykształceni, pracowici ludzie, czyli - używając określenia stosowanego w ekonomii - kapitał ludzki, a ten jest bez wątpienia najcenniejszy w nowoczesnej gospodarce. Bo jasne jest, że o jakości pracy w każdej firmie decydują zatrudnieni w niej ludzie i jeśli nie są oni odpowiednio wykształceni i zmotywowani, to nie pomogą nowoczesne technologie czy rewolucyjne zasady organizacji pracy. Przykładowo - firmie na nic się zda zakup nowoczesnych komputerów, jeżeli nikt nie potrafi ich obsługiwać albo jeżeli ktoś potrafi, ale mu się nie chce. Polacy okazują się, w porównaniu z innymi nacjami Unii, zarówno dobrze wykształceni, jak i pracowici. Nie bez powodu jeszcze przed 2004 rokiem kraje starej UE (zresztą nie tylko one) zabiegały o naszych pracowników, a teraz to zjawisko się nasila. Co ciekawe, poszukiwani za granicą są nie tylko nasi wysoko kwalifikowani specjaliści: inżynierowie, lekarze, informatycy, lecz także ludzie mniej prestiżowych zawodów: murarze, kierowcy, a nawet osoby do prostych prac fizycznych. Ich praca jest właśnie naszym wkładem w budowanie dobrobytu zjednoczonej Europy. Oczywiście należy ubolewać, że ludzie najbardziej pracowici, mobilni i gotowi do podejmowania nowych wyzwań nie zostają w kraju. Z drugiej strony fakt, iż Polacy pomnażają dobrobyt starych krajów UE nie jest dla nas całkiem niekorzystny, bo przecież te kraje wpłacają najwięcej do unijnej kasy i można mieć nadzieję, że jakaś cząstka wypracowanego przez nas na zachodzie majątku wróci do Polski w postaci dotacji. Istotne jest także to, że Polacy zarabiający za granicą swoje pieniądze wydają przede wszystkim w Polsce, co w pewnym stopniu napędza naszą gospodarkę. Możemy być dumni z faktu, że rodacy zatrudnieni w UE potwierdzają dobrą opinię o polskich pracownikach, a to z kolei tworzy sprzyjający klimat dla inwestycji zagranicznych w kraju. Zagraniczni przedsiębiorcy, którzy poznali naszych pracowników (od tej pozytywnej strony), słyszeli o nich czy czytali, nabierają przekonania, że znajdą w Polsce dobrze wykształconych i pracowitych ludzi, więc chętniej inwestują. A to jest już oczywiście dla Polski najbardziej korzystne, bo dzięki inwestycjom zagranicznym powstają nowe miejsca pracy, rosną wpływy do budżetu. Jaki jeszcze jest nasz wkład do Wspólnoty? Jesteśmy sporym rynkiem, największym wśród nowych państw Unii. Po naszej akcesji zagraniczni partnerzy mają większe możliwości sprzedaży swoich towarów i usług, dzięki temu przede wszystkim sami się bogacą, ale nie dzieje się to także bez korzyści dla nas. Dla zagranicznych przedsiębiorców przecież ktoś tutaj musi pracować, a podatki od ich działalności zasilają kasy samorządów i państwa (mimo że firmy zagraniczne często korzystają z ulg podatkowych, to nie jest tak, że nikt niczego u nas nie płaci). Dzięki swobodnej wymianie handlowej, jaką umożliwiła Unia, my, zwykli obywatele, mamy większy wybór towarów, mamy też dostęp do towarów i usług najwyższej jakości. Z drugiej strony polscy przedsiębiorcy uzyskali pozbawiony poprzednich ograniczeń dostęp do rynków unijnych, aczkolwiek mam wrażenie, że te możliwości nie są w pełni wykorzystane, ale to jest raczej problem polityki państwa, które w niewystarczającym stopniu zajmuje się promocją polskich marek. O ile mi wiadomo za granicą ceni się np. polską żywność i można by ją lepiej reklamować (w końcu jest smaczna, ma mniej ulepszaczy niż ta na Zachodzie), ale fakt, że trafia na stoły gdzieś w Niemczech czy Anglii jest też jakimś naszym wkładem do Wspólnoty - jeżeli rozpatrujemy sprawę w tym kontekście. Zresztą nie eksportujemy tylko płodów rolnych, jest np. firma, która produkuje zawory, przepustnice hydrauliczne i prawie wszystko wysyła do Unii (Zetkama). Wydaje mi się, że nasi przedsiębiorcy, przynajmniej niektórzy, mają pewną przewagę nad partnerami ze starej UE, bo znają specyfikę rynków wschodnich, bo są dłużej na nich obecni. My Polacy rozumiemy też lepiej mentalność ludzi zamieszkujących naszą część Europy, a to, jakie ludzie mają upodobania, zwyczaje, jest elementem specyfiki każdego rynku. Nasza wiedza oraz doświadczenie w kontaktakch z rynkiem wschodnim są na pewno cenne dla partnerów ze starej UE i mogą im pomóc w rozwijaniu biznesów na wschodzie. Jaka przyszłość czeka zjednoczoną Europę? Mam nadzieję, że będzie się dalej rozwijać, a dzięki podniesieniu poziomu życia w nowych krajach Unii nastąpi dalszy rozwój gospodarczy całej Wspólnoty. Jak wiadomo, najlepsze interesy robi się wtedy, gdy wszyscy są w miarę zamożni, bo ludzie kupują więcej towarów, kwitnie handel, usługi, dzięki temu spada bezrobocie, rośnie zapotrzebowanie na produkty, więc firmy nie muszą zwalniać pracowników. Zresztą wydaje mi się, że pomoc unijna, jaką otrzymujemy, służy, używając oczywiście pewnego uproszczenia, właśnie temu celowi: żebyśmy stali się bardziej zamożnym społeczeństwem, bo dzięki temu będziemy bardziej atrakcyjnym rynkiem. Jest to swego rodzaju inwestycja starych krajów UE, ale korzystna dla obu stron. Na przykład TIR z Francji jadąc po wybudowanej z unijnych środków autostradzie szybciej dowiezie towar do Polski i dzięki temu zagraniczny przedsiębiorca zmniejszy swoje koszty, ale po tej samej autostradzie będziemy jeździć i my, co oczywiście jest lepsze niż podróż po dziurawych drogach, poza tym nie tylko francuski ale i polski TIR szybciej dowiezie produkty do miejsca przeznaczenia. Zatem uważam, że czeka nas i pozostałe państwa Unii, czas prosperity, oczywiście pomijając okresy recesji, które są naturalnym zjawiskiem w nowoczesnej gospodarce. Przypuszczam też, że euro zastąpi w końcu waluty narodowe w nowych krajach Unii, w tym w Polsce. Trochę obawiam się, że wprowadzenie euro w Polsce pociągnie za sobą wzrost cen, tak jak to było w starych państwach UE, ale z drugiej strony trzeba pamiętać, że warunkiem wprowadzenia wspólnej waluty jest niski deficyt budżetowy i niska inflacja, a to jest korzystne dla gospodarki no i też dla ludzi, bo oznacza, że stary pieniądz, w przypadku Polski złoty, nie straci na wartości. Poza tym dla wielu firm zniknie wtedy problem kosztów wymiany walut i ryzyka kursowego, co teoretycznie powinno podnieść rentowność naszych przedsiębiorstw, a więc zmniejszyć ryzyko utraty pracy przez załogę (a dodatkowych kosztów związanych z ryzykiem kursowym nie ponoszą i od dawna nie ponosiły firmy starych krajów UE, z którymi przecież chcemy konkurować, bo już zanim pojawiło się euro, obowiązywały sztywne kursy wymiany, np. marki na franka). W przyszłym roku, jako pierwsza z państw nowej Unii, euro wprowadzi do obiegu Słowenia i zobaczymy czy ten eksperyment się powiedzie, czy rzeczywiście tak bardzo wzrosną ceny. Zresztą wprowadzenie euro w nowych krajach Unii, tak czy inaczej, jest tylko kwestią czasu, bo przecież wszystkie, my też, zobowiązały się do rezygnacji z narodowych walut w traktacie akcesyjnym. Wkrótce do Unii przystąpią Bułgaria i Rumunia, za jakieś 10 może 15 lat także Turcja, potem, mam nadzieję, także Ukraina, Mołdawia, kraje Kaukazu. A większa Unia Europejska przyczyni się zwiększenia wspólnego dobrobytu i bezpieczeństwa ludzi, którzy ją zamieszkują, w tym także nas - Polaków. |
||||||